Do siedziby rządu kraju (i władz jednego z sąsiadujących z Vaud kantonów) trafiam już po „zaliczeniu” Genewy, Zurychu, Bazylei, Locarno i Neuchâtel. I tak jak w przypadku trzech ze wspomnianych miast, jest to wizyta ekspresowa. W polskiej ambasadzie w Bernie uruchomiono bowiem jedyną w Szwajcarii komisję wyborczą. Przyjeżdżamy pociągiem nieco po południu i — oczywiście — zmierzamy najpierw na kawę.
Tym razem nie zdobyłem w porę rekomendacji od lozańskich kawiarzy. Ratuję się przeglądem strony
European Coffee Trip i trafiam do
Coloniala. W pierwszej chwili jestem zawiedziony, bo jednak liczyłem na jakieś kawy parzone metodami alternatywnymi — ale gdy, usiadłszy na zewnątrz, spoglądając na zachodnią stronę pl. Spichlerznego (
Kornhausplatz), delektuję się genialnie przyrządzonym cappuccinem z
indonezyjskiej kawy Orang Utan, już nie narzekam. A Czytelnikom polecam. Zwłaszcza że Colonial to nie tylko kawiarnia, ale także czynny do późnego wieczora koktajlbar, a tuż obok — sklep z akcesoriami do przygotowywania kawy.
Do ambasady podjeżdżamy tramwajem. Przy pl. Thuńskim, z którego czekał nas spacer, spostrzegamy stację rowerów miejskich — mając abonament na lozańskiego PubliBike’a, oczywiście korzystamy. Kończy się to jednak szybką rundką, gdy orientujemy się, że przysługująca nam godzina jazdy nie wystarczy na odczekanie w kolejce do głosowania… Wróciwszy już pieszo, stoimy jakieś 50 minut, co skutkuje kilkoma mniej lub bardziej oczekiwanymi spotkaniami. Intrygujące.
Wracamy też tramwajem. Hm, a właściwie to taki jest pierwotny plan, który wymaga zmiany, bo w centrum miasta rozpoczyna się akurat świętowanie zdobycia mistrzostwa Szwajcarii przez piłkarzy BSC Young Boys. Z pomocą znów przychodzą rowery — i w ten sposób, zmuszeni jeszcze do kilku objazdów, zdążamy na wcześniej zaplanowany pociąg powrotny.
(i) Colonial Bar, Kornhausplatz 11, Bern.
Dojazd m.in. wszystkim, co zatrzymuje się na przystanku
Zytglogge.