Nasz pociąg kończy w Andermatt swój bieg. My jednak ruszamy dalej, ku kolejnemu „naj” tej wycieczki. Wspinamy się (oczywiście kolejką zębatą) na przełęcz Oberalp, najwyżej położony punkt trasy
Matterhorn-Gotthard-Bahn. Tuż przed stacją standardowa rzecz: zapowiedź przystanku. Ale — po tej po niemiecku następuje jakaś inna niż zwykle. Mając na uwadze różne szwajcarskie ciekawostki, rozpoznaję język retoromański. I zaraz sprawdzam na mapie — Oberalppass leży na granicy Uri i Gryzonii, a to między innymi w tym rejonie można usłyszeć ten najmniej rozpowszechniony ze szwajcarskich języków. Nie zaliczamy więc dziś tylko kolejek.
Już na dole, w Andermatt, czujemy zimę. Będąc natomiast 600 metrów wyżej, trafiamy na… zamieć. Pierwszy raz w życiu ogarnia mnie poczucie niepokoju, że nie widzę osoby idącej kilka metrów przede mną. Pociąg staje blisko stacji, więc trwa to na szczęście krótko — nie jest to uczucie, którego będzie mi brakowało.
Chowamy się w budynku stacji, nie mając zupełnie pojęcia, co jest tam dookoła. (Później obejrzymy letnie zdjęcia z przełęczy). Czekamy na pociąg, który zwiezie nas z powrotem do Andermatt. Stamtąd wybieramy się do Göschenen, końcowej stacji krótkiej odnogi MGB. Pociąg jednak nie kursuje, a nam udaje się nie przegapić autobusu zastępczego. Zjeżdżamy w dół i zmieniamy przewoźnika — z powrotem na Szwajcarskie Koleje Federalne.
(i) Andermatt (1436 m n.p.m.) ⇄
Oberalppass (2033 m n.p.m.), ok. 55 min (w tym 6 minut na zmianę kierunku na Oberalppass);
Andermatt →
Göschenen (1106 m n.p.m.), ok. 15 min.