Od dworca w Moritzburgu do znanego zamku są dwa przystanki autobusowe, ale autobusu akurat nie ma, a przecież też już pora obiadowa. Trzeba się rozejrzeć.
Do pałacu wiedzie prosta droga, nazwana zresztą
Schlossallee. Wzdłuż tej ulicy żyje całe miasto pewnie. Są tu kościół, ratusz, gospody, ogródki piwne, bar z gyrosem, fryzjer, salony urody, szkoła jazdy, przystanki autobusowe, poczta, apteka, galeria handlowa (!), pensjonaty... i pewnie jeszcze coś przeoczyłem.
Sam pałac jest - chyba - w trakcie renowacji. O tym, że położenie na środku stawu jest malownicze, przekonywać chyba nie muszę. Sama bryła z kolei jest memu oku dużo bardziej przyjazna niż zabytki drezdeńskie, które w podobnym czasie powstawały. Zmartwiło mnie tylko, że renowacja dotyczy również ławek (?), więc pod samym pałacem nie było gdzie usiąść. Na trawie niebezpiecznie - jeszcze gęś od tyłu podejdzie i zadziobie. Zwiedzanie pałacu - tak jak 10 lat temu ;) - zostawiam sobie na inną okazję.
Niestety, kończyła się ładna pogoda. Słońce za chmurami, trochę chłodniej. Ale jest świeże powietrze ;)