Na lotnisko jedziemy jednak 8 - nikt z dyspozytorów na City Gate Bus Terminus nie daje się przekonać, że nie chcemy jechać dookoła, i powiedzieć nam, którym mamy jechać innym.
Na lotnisku kończę pisać kartki i wrzucam do skrzynki.
Startujemy o zmierzchu.
Po starcie przekonujemy się, że Blue Lagoon na Comino rzeczywiście robi wrażenie. Chociaż nie jest dla nas tajemnicą, dlaczego akurat tamten kawałek morza jest wyraźnie jaśniejszy, gdy zobaczy się to z samolotu, trudno nie nazwać tego cudem natury.
Widzimy jeszcze miasta Sycylii (choć trudno nam je zidentyfikować), później wybrzeże Półwyspu Apenińskiego. Z identyfikacją miast nie mamy problemu dopiero, gdy powoli schodzimy do lądowania: spodziewamy się Florencji, Bolonii i Ferrary, na pewniaka rozpoznajemy Padwę (dzięki Prato della Valle). Lądujemy bardzo nieprzyjemnie, mimo wyjątkowo dobrej pogody. No cóż, nie każdy pilot szkolił się w Dęblinie.