Przed obiadem jeszcze łapię świstunkę (chyba świstunkę), jak już mi się na I Pini szczygła nie udało. Skoro już o ptakach - wjeżdżając tydzień temu pierwszy raz do San Baronto zobaczyliśmy... dudka! Widziałem prawdziwego dudka! My sobie jedziemy, a tu dudek siada na środku drogi. I zaraz odlatuje. A ja - oczywiście - nie miałem w ręce aparatu.
Po obiedzie drugi (!) raz idę na kempingowy basen. Hm, pływać nie jest łatwo, niestety. I to wcale nie dlatego, że nie mam kondycji.
Wieczorem robimy szybkie zakupy, a ja w końcu odwiedzam tę romańską kryptę w kościele.
Poza tym próbuję jakoś - mimo braku statywu - zrobić jakieś nocne zdjęcia.
Jutro na Maltę :D