Uświadomiłem sobie wczoraj, że wpływając na wody Finlandii pierwszy raz przekroczyłem granicę naszej środkowoeuropejskiej strefy czasowej. Niby nic wielkiego, ale jest to zawsze "coś pierwszego". Poza tym w Helsinkach ustanowiłem mój rekord pozycji na północy, a w Wilnie - na wschodzie.
To jeszcze nie koniec tego rodzaju podróżniczych rekordów w tym miesiącu. Do pobicia znów wschód, a poza tym południe. No i pierwszy raz wyjazd poza Europę...
Na lotnisko jedziemy z odpowiednim wyprzedzeniem, jak zwykle. Nadaję bagaż (na razie do Frankfurtu) i idziemy na kawę. W porę stawiam się na kontroli bezpieczeństwa i siadam w poczekalni. Wszystko bez problemu, no może poza tym, że znowu coś mi dzwoniło na bramce i nie mam pojęcia, co to mogło być... ;) Inna sprawa, że dopiero się przygoda zaczyna...
Po chwili dzwoni do mnie tata i informuje, że samolot, którym mam lecieć, nie wystartował jeszcze z Warszawy. Dowiem się później od kapitana, że chodziło o problemy techniczne i podmianę maszyny. Cóż, zdarza się, tyle że ja we Frankfurcie mam na przesiadkę tylko nieco ponad dwie godziny.
Bagaż udało się szybko załatwić i poleci do końca bez mojej pomocy. Dowiaduję się przy okazji, że ja prawdopodobnie też (mimo że polecimy z 2-godzinnym opóźnieniem). Uspokajam też matkę z dwójką małych dzieci, którzy lecą na ten sam JL408.
Startujemy o 18:50, planowany czas lotu ok. 1 h 35 min. Damy radę ;)
PS Pozdrowienia dla Asi i Justyny, koleżanek mych z liceum jeszcze, które spotkałem w hali przed bramkami do samolotów :)