Jak przez dwa tygodnie niemalże nie widzieliśmy deszczu, oglądamy go na Malcie. Więcej - deszcz z huraganowym prawie wiatrem. Czekamy na autobus. Wsiadamy do kinglonga (import z Chin), linia nr 8. Mamie obrywa się za położenie bagażu na siedzeniu. Autobus wiezie nas jakąś dziwnie okrężną drogą. Hm.
Po jakichś 40 minutach (!) dojeżdżamy do głównego placu autobusowego (Valletta Bus Terminus albo Valletta City Gate Bus Terminus). Tam szybko łapiemy autobus linii 62 do Sliemy, gdzie mamy hotel. Pytamy kierowcy, gdzie wysiąść. "Sit down, I'll show you". Dobra. Jedziemy, tym razem już normalnie. W pewnym momencie słyszymy: "Hotel Europa!", a młodzież stojąca między siedzeniami robi szpaler. Wysiadamy - nie ma przystanku, zartrzymał się specjalnie dla nas. No, takie podejście do turystów to się rozumie :D