Nasz nowy przyjaciel pomaga nam też uniknąć taryfy ekspresowej w autobusie jadącym z Ħaġar Qim. Potwierdza, że do najbliższej miejscowości jest 10 minut spacerkiem. A że pogoda jest bardzo dobra (słońce i lekki wiaterek), ruszamy do Qrendi (czyt. chrendi) pieszo. Oglądamy przy okazji trochę wiejskich krajobrazów z charakterystycznymi polami odgradzanymi murkami z kamieni. Miasteczko - nie bójmy się tego słowa - nas oczarowuje. Jesteśmy - wraz z parą francuskich turystów - jedynymi chyba ludźmi na ulicy. Poza tym ulice i domy są wyraźnie zadbane, nie ma czegoś takiego jak w Valletcie czy Sliemie, że obok pałaców i hoteli są prawie że slumsy. Docieramy do Qrendi Bus Terminus. Na pętli czeka już na nas autobus linii 35. Kierowca ma sjestę, z której wyrywa go w końcu miejscowa pasażerka...
Czekając na odjazd, łapię na zdjęciu mijające nas yugo, co z pewnością ucieszy mojego kolegę Michała, jeżdżącego po Wrocławiu i Polsce takim właśnie autem :)
Wkrótce ruszamy do Valletty.